Każdy z nas robi zakupy. Jedni częściej, drudzy rzadziej. Mało kto jednak zdaje sobie sprawę, że ta nieskomplikowana czynność czasem może stać się drogą do zatracenia. Gdzie jest granica pomiędzy „zdrowym zadowoleniem” z nowych rzeczy, a zakupoholizmem? Na czym polega shopping? Co to jest agresywny marketing i jaki wpływ na nasze decyzje zakupowe mają płaty czołowe? Czy w Gorzowie wśród klientów galerii zdecydowanie dominują kobiety? O tym w najnowszym raporcie.
Zamysł na raport prosty jak cep. Wystarczy pogadać z gorzowianami, którzy pracują „na pierwszej linii” - tam gdzie nasze zachowania nie zawsze są w porządku. Jak oceniają mieszkańców ci, którzy na co dzień mają z nami najwięcej do czynienia? Z tego co mówią wynika, że najwyżej na słabą trójkę.
Co zrobić gdy chce się kupić mieszkanie, samochód, zestaw kina domowego, pojechać na wymarzone wakacje, a w śwince skarbonce pustki? Czy życie to zawsze sztuka wyboru? Czy musimy rezygnować z jednego by mieć drugie. Banki podpowiadają nam, że nie. Wystarczy wziąć kredyt. A jak gorzowianie radzą sobie z brakiem pieniędzy, a może mają ich pod dostatkiem?
Trudno w to uwierzyć! Większość gorzowian nigdzie nie wyjedzie na wczasy. Największą barierą jest brak pieniędzy. Nieliczni, bardziej zamożni wyruszą do Grecji lub zdecydują się na aktywny wypoczynek w kraju. Ogromna rzesza mieszkańców musi zadowolić się krótkimi wypadami nad morze bądź weekendami nad okolicznymi jeziorami.
Na samym początku związku rozważali wyjazd z Gorzowa, bo nie było łatwo, perspektywy też nie były ciekawe. Poważnie myśleli o wyjeździe za granicę. Ale Tomek podkreśla, że teraz jest zdecydowanie lepiej. Głównie dlatego, że podjęli trud wyjścia do ludzi. Znają jednak kilka par, które wyjechały do Holandii, bo tam nie ma barier dla homoseksualistów.
Czy „obcy” mają z nami łatwo? Czy bez oporu przyjmujemy ich do siebie? Dlaczego cudzoziemcy wybierają właśnie Gorzów? Czy wspólne relacje czegoś nas uczą? Oto pytania, na które odpowiadamy w nowym raporcie.
Jakie idee przyświecają działaniom gorzowian? Co jest dla nas ważne? W końcu, w co wierzymy? Oto kluczowe pytania, na które odpowiadamy w dzisiejszym raporcie.
Spróbujcie zebrać w jedno miejsce fajne budynki w mieście. Najbardziej wymagający uważają, że Gorzów nie potrzebuje aż siedmiu wzgórz, bo dobre projekty architektoniczne zmieszczą się na jednej górce.
Gdy trzeba, pomagamy. Gdy coś się dzieje fajnego „na mieście” nie odwracamy głowy, za to chętnie przyłączmy się do akcji. Ale czy to rzeczywiście tak ma wyglądać nasza aktywność? Dookoła słychać, że gorzowianie są bierni. Czy rzeczywiście tak jest?
Gorzów, 2007 rok: 294 rozwody, 2008 aż 357, w 2009 roku niewiele mniej, bo 304. Ubiegły rok oznaczał rozpad dla 354 małżeństw - to aż 40.4 proc wszystkich zawartych ślubów w 2010r. To najgorszy wskaźnik w historii miasta.
Nauczyciele bez ujawniania swoich danych, a rodzice bez patyczkowania i wprost narzekają na poziom oświaty. Wskazują nawet przyczynę. Uważają, że większość nauczycieli cierpi na wtórny analfabetyzm i lenistwo. Prowadzący instytucje odpowiedzialne za oświatę tonują oceny. Podkreślają, że nie ma nic trudniejszego, niż ocenianie tych, którzy oceniają nasze dzieci.
To jedno z naszych pierwszych spotkań, rozmawiamy z zawodnikami z Gorzowskiego Związku Sportu Niepełnosprawnych „Start”. Na pytanie, czy mają życie towarzyskie, odpowiadają jednocześnie: oczywiście. - Problemy z akceptacją były kiedyś. Teraz jest zupełnie inaczej – mówi Tomasz Blatkiewicz, cierpiący na porażenie mózgowe multimedalista igrzysk dla niepełnosprawnych. – Mamy dziewczyny! Są z nas zadowolone. Nie ma z tym problemu – uśmiecha się porozumiewawczo Łukasz Mamczarz, który półtora roku temu w wypadku na motorze stracił nogę.
Jedni uważają, że silna wspólnota lokalna to luksus na który stać bogate miasta, gdzie społeczność kształtowana jest od wieków. Inni zwracają uwagę, że wspólnota gorzowian to tylko niewiele mówiące hasło przywoływane przez polityków kiedy trzeba dodatkowo zmobilizować elektorat. Jak jest naprawdę? Czy tworzymy silną wspólnotę lokalną? A może w ogóle jej nie mamy i nie jest nam do niczego potrzebna? Czy wreszcie, jest nam dobrze w Gorzowie i wśród gorzowian?